Wirtualne rozmowy o naturze

Odkąd sięgam pamięcią zawsze interesowała mnie chemia, medycyna, świat roślin oraz ich wpływ na człowieka. Przeglądając bezkresne zasoby internetowe można znaleźć wiele interesujących materiałów. Problem w tym, że nie wszystkie są wartościowe. Ja zwykle zatrzymuję się i koncentruję na tych treściach, które poparte są badaniami naukowymi.

Jednym z profili, które obserwuję na Instagramie jest profil prowadzony przez Aleksandra Smakosza – doktoranta na Katedrze Biologii i Biotechnologii Farmaceutycznej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Aleksander prowadzi wydawnictwo Pharmacopola i jest autorem wielu ciekawych książek. Jedną z nich nawet czytałem i mam!

W związku z tym, że Aleksander posiada bardzo dużą wiedzę na temat roślin, postanowiłem przeprowadzić z Nim wirtualny wywiad, w którym nawiązałem do kosmetyków!

Porozmawiajmy…

Aleksandrze, zacznę od prostych pytań – Jak wygląda Twoja codzienna pielęgnacja? Czy stosujesz kosmetyki zawierające składniki pochodzenia roślinnego? Czy masz swoje  ulubione składniki?

Może nie roślinnego, a naturalnego. Bardzo lubię stosować glinki, lanolinę, masło kakaowe. Co do zapachów, najbardziej lubię nuty żywiczne i przyprawowe/gourmand.

Poza pielęgnacją zewnętrzną równie ważna (a może i ważniejsza) jest pielęgnacja wewnętrzna. Dlatego gotuję bardzo różnorodnie, często z dużą ilością przypraw. Najbardziej cenię kuchnię indyjską, meksykańską i bliskowschodnią.

Cieszę się, że kosmetyki nie są Ci obce i dbasz o swoją urodę, ale też i o zdrowie. A co sądzisz o obecnym trendzie naturalnych kosmetyków?

W zasadzie trzeba zadać pytanie, czy to nowy trend? Przez większość historii ludzkości używaliśmy surowców naturalnych w kosmetyce. Bardzo dobrze, że producenci i konsumenci są coraz bardziej świadomi w kwestii surowców naturalnych. Sprzyja to ograniczeniu wykorzystania substancji ropopochodnych. Ale należy pamiętać, że substancje naturalne nierzadko są bardziej alergizujące niż te syntetyczne. Dodatkowo rośliny cechuje duża zmienność co do składu chemicznego, a przez to właściwości. Dlatego tak ważne jest badanie składu surowców i rzetelna ocena bezpieczeństwa kosmetyków.

Na jednym z festiwali kosmetyków naturalnych wygłosiłem prelekcję pt. „Toksykologia roślin kosmetycznych”. Wykład cieszył się sporym zainteresowaniem, co pokazuje, jak ważne jest uświadamianie producentów i użytkowników o potencjalnych zagrożeniach.

Kosmetyki naturalne cieszą się sporym zainteresowaniem wśród konsumentów

Poruszasz istotny temat. Substancje naturalne są też źródłem alergii, uczuleń. To, że kosmetyk zawiera substancje pochodzenia naturalnego nie czyni go „cudownym”. Jak już jesteśmy w temacie składników, to która ze znanych roślin stosowanych w kosmetykach ma najlepiej udokumentowane działanie?

Na pewno będą to surowce, będące bazą dla kosmetyków od czasów starożytnych: oliwa z oliwek, lanolina, glinki kosmetyczne.

Badania nad surowcami kosmetycznymi są często kwestią chwilowej mody — szerzej bada się te, o których jest głośno medialnie; firmy finansują programy badawcze, dzięki czemu nazwę i właściwości substancji można wykorzystać w kampaniach reklamowych.

Oczywiście nie zawsze tak to wygląda, ale np. w przypadku kwasu hialuronowego można znaleźć, w zależności od bazy danych, od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy artykułów!

A teraz poruszę temat, o którym raczej się nie mówi.  Czy wzrost zainteresowania roślinami (ziołami) nie powoduje ich nadmiernej eksploatacji?

Oczywiście, jest to spory problem. Eksploatacja nardu (Nardostachys jatamansi) i kostu spowodowała, że są one zagrożone wyginięciem. Również problematyczne staje się otrzymywanie olejku golteriowego z Gaulteria procubens. Z roku na rok jest on coraz droższy. Innym przykładem jest drewno agarowe (oud), czyli patologiczna oleożywica z roślin z rodzaju Aquilaria. Aby go otrzymać, drewno powyższej rośliny musi zostać zainfekowane grzybem (głównie z rodzaju Fusarium i Aspergillus). W odpowiedzi roślina wytwarza cenny surowiec aromatyczny. Litr dobrej jakości olejku eterycznego z tego surowca potrafi kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy dolarów. W związku z tak wysoką ceną, drzewa z powyższego rodzaju są mocno eksploatowane. Na przykład Aquilaria malaccensis jest bliski wymarcia i został umieszczony na czerwonej liście IUCN (Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody).

Jesteś Autorem książek, publikacji, w których sięgasz do korzeni ?, a dokładniej do początków stosowania wybranych roślin. Czy jesteś w stanie podać przykład rośliny stosowanej w przeszłości a obecnie zapomnianej?

Rośliny lecznicze, aromatyczne i przyprawowe mają swoje chwile mody, to znowu zapomnienia. Na pewno obecnie obserwujemy spadek popularności pieprzu długiego, pieprzu kubeba i kłącza kosaćca.

Pieprz kubeba występował już w uznawanej za pierwszą polską farmakopeę Farmakopei Krakowskiej (1683). Wchodził tam w skład takich preparatów jak: acetum laureatum compositum (złożony ocet wawrzynowy), aqua aromatica composita a D. Petri Matthiae (złożona woda aromatyczna dr P. Matthia), Elixir universale (uniwersalny eliksir) czy Spiritus cephalicus (spirytus na głowę). W XVIII wieku pieprz kubeba stosowało się na „zawroty głowy”. Na lekkie objawy wystarczyło umieścić owoc w jamie ustne, rozgryźć i ssać. Na cięższe przypadki stosowało się pigułki składające się między innymi z pieprzu kubeba, kardamonu, lawendy i cukru.

Jednak pieprz kubeba był głównie stosowany jako lek na rzeżączkę i inne choroby weneryczne (w formie iniekcji i pigułek). W jednym studium nad pieprzami w dawnej polskiej medycynie wykazałem, że pieprz kubeba był najczęściej stosowanym gatunkiem pieprzu w polskiej farmacji od XV do XIX w.

Pieprz to popularna przyprawa w kuchni polskiej, ale nie tylko…

Pieprz długi był gatunkiem znanym ludzkości zanim w ogóle pieprz czarny trafił na nasze stoły. Jego owocostan jest najczęściej ostrzejszy niż owoc Piper nigrum. W związku z tym, stosowano go jako droższą i ostrzejszą odmianę pieprzu. Zmieniło się to w chwili, gdy po odkryciu Ameryki przez Kolumba w 1492 r. do Europy zaczęły trafiać nowe „pieprze” — ziele angielskie i papryczki Chilli, które zresztą zaczęto uprawiać w Europie. Spowodowało to spadek popytu na pieprz długi. Cena jego stała się tak niska, że w XIX w. zaczęto fałszować mielony pieprz czarny dłuższym gatunkiem!

Pieprz długi po dziś dzień stosuje się w tradycyjnych indyjskich systemach leczniczych m.in. w ajrurwedzie. Wchodzi w niej w skład ponad 200 tradycyjnych leków wspomagających leczenie chorób dróg oddechowych: kaszlu, zapalenia oskrzeli, astmy; używanych nasennie, na epilepsję, czy jako środek żółciopędny. Bardzo popularny jest preparat trikatu, składający się z imbiru, pieprzu czarnego i długiego w równych proporcjach. Stosowany jest jako uniwersalny lek. 

Więcej na temat zapomnianych przypraw pisałem w mojej nowej książce: „Historia naturalna przypraw”.

Teraz chciałbym nawiązać do prężnie rozwijającego się rynku suplementów. Obecnie na rynku jest dużo preparatów roślinnych (suplementy). Marki prześcigają się w obietnicach marketingowych. Które wg Ciebie nie mają racji bytu. Dlaczego?

Trzeba tutaj wspomnieć o różnicach między suplementem diety a produktem leczniczym (lekiem). Otóż, aby zarejestrować suplement diety nie są wymagane skomplikowane badania kliniczne, analizy bezpieczeństwa, etc. Wystarczy prosty test na obecność metali ciężkich i czystości mikrobiologicznej.

Kilka lat temu został opublikowany raport naukowy EFSA (European Food Safety Authority = Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności) zawierający kompendium substancji botanicznych, w których stwierdzono obecność naturalnie występujących składników, mogących stanowić zagrożenie dla zdrowia ludzkiego, w przypadku wykorzystania ich do produkcji żywności i suplementów diety. Raport ten zawiera listę kilkuset gatunków roślin. Wiele z nich jest wykorzystywanych w suplementach, np. krwawnik (Achillea millefolium; zawiera on trujący tujon), bylica postpolita (Artemisia absinthum; zawiera kamforę i tujon), porost islandzki (Certraria islandica; zawiera pochodne dibenzofuranu, m.in. kwas usninowy), miłorząb japoński (Gingko biloba; zawiera kwasy ginkgolowe, gingkole i gingkotoksynę). Lista ta nie powoduje, że opisane surowce są zakazane. Przecież są na niej względnie bezpieczne przyprawy i zioła, jak kminek, konopie, herbata, cynamon cejloński, kolendra, cytryna, kawa. Jednak względnie bezpieczne surowce, gdy nie znamy zawartości substancji bioaktywnych, potrafią stać się zagrożeniem dla zdrowia i życia. Co więcej, zgodnie z definicją, suplementy diety NIE powinny wykazywać aktywności farmakologicznej, tylko uzupełniać brakujące składniki diety.

Suplementy często zawierają surowce zielarskie

Zanim na rynek zostanie wprowadzony nowy lek potrzeba kilkunastu lat badań i nawet 1,5 mld $. Ta cena i długie badania kliniczne zapewniają odpowiedni margines bezpieczeństwa dla nowej cząsteczki.

Według mnie, większość surowców zielarskich nie powinno być sprzedawanych jako suplementy. Producent powinien postarać się o rejestrację jako lek roślinny. Oczywiście wymaga to badań i dodatkowego finansowania projektu.

Kolejną problematyczną kwestią jest sprzedaż probiotyków jako suplementy diety. Badania pokazują, że większość probiotycznych suplementów nie zawiera odpowiedniej ilości bakterii, często w kapsułkach znajdowane są mikroorganizmy chorobotwórcze. Tego problemu nie ma przy probiotykach zarejestrowanych jako produkty lecznicze.

Które według Ciebie z rodzimych roślin są niedoceniane? Często sięgamy po rośliny spoza naszej strefy klimatycznej. Czy warto? A może powinniśmy skupić raczej się na skarbach, które nas otaczają?

Jest tutaj kilka ważnych kwestii. Po pierwsze, trzeba być świadomym, że import surowców roślinnych i innych produktów zza granicy zwiększa ślad węglowy. Oczywistym jest, że im większa odległość do przebycia, tym jest on bardziej zauważalny. Także cena tego transportu rośnie. Z drugiej strony, istnieje grupa substancji kosmetycznych, które ciężko zamienić, stąd import jest konieczny. Bywa i tak, że produkcja lokalna jest po prostu zbyt droga i prosty krem zamiast 20 zł kosztowałby kilkunastokrotnie więcej.

Na pewno niedoceniane są grzyby. Obecnie coraz większą ilość grzybów wykorzystuje się w kosmetyce i perfumerii. Prowadzone są badania nad ich aplikacją w oficjalnym lecznictwie.

Co do roślin, hmm… W dużej mierze ekstrakty roślinne, dodawane do kosmetyków, nie mają większej i lepszej aktywności niż te, które spotykamy w Europie.

Nieco inaczej sytuacja wygląda w przypadku surowców aromatycznych i perfumeryjnych, tutaj substytucja roślinami lokalnymi jest trudna, żeby nie powiedzieć niemożliwa.

No i na koniec zapytam o coś co mnie męczyło podczas wakacji w Maroku. Na jednej z wycieczek proponowano mi szafran. Jak najprościej rozpoznać, czy to nie jest podrabiany „skarb”?

Wysoka cena szafranu spowodowała, że w handlu powszechnie występują zafałszowania drogocennej przyprawy. Piliniusz Starszy w swojej Historia Naturalis podsumował to w tych słowach: Adulteratur nihil aeque [Nic nie jest tak równie [często] fałszowane [jak szafran]]. Sytuacja aż do XIX wieku niewiele się zmieniła. Do najpopularniejszych zafałszowań należało: zwiększenie masy poprzez nasączenie pręcików roztworem węglanu sodu, dodawanie pyłu z ołowiu, kwiatów arniki górskiej, mydlnicy lekarskiej, nagietka, korzeni pora, włókien czerwonego drzewa sandałowego (Pterocarpus santalinus), oraz włókien wędzonego mięsa wołowego (sic!).

Szafran to jedna z częściej podrabianych przypraw

Współcześnie znamiona krokusa uprawnego są najczęściej fałszowane przy pomocy pręcików gatunków Crocus vernus i C. speciossus, kwiatami krokosza barwierskiego i kłączami kurkumy. Z tego względu najbezpieczniej kupować szafran niezmielony.  Ma on charakterystyczny wygląd, chociaż po wpisaniu w wyszukiwarkę obrazów słowa „szafran” nierzadko pojawia się nam krokosz barwierski. Nie pomaga fakt, że w niektórych językach „saffron” jest składową nazwy kwiatów krokosza.

Dziękuję za rozmowę, chociaż miałbym jeszcze kilkanaście pytań ? A Wy? Spodobał Wam się ten wirtualny wywiad?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *